NIEUNIKNIONE

Od dłuższego czasu czuliśmy, że nasze życie pędzi, zbyt szybko. To nawet już nie pociąg pospieszny, to pendolino… Jedyne stacje na jakich się zatrzymywaliśmy to czas wakacji, ferii. Urlopy mijały szybko i w zasadzie nie przynosiły zamierzonego efektu, bo po kilku tygodniach wracaliśmy do korporacyjnej rutyny. Tak wyglądało jeszcze kilka dni temu życie mojej rodzimy. Zresztą pewnie podobne odczucia mają pewnie moi sąsiedzi, znajomi, przyjaciele. Ludzie czuli się zmęczeni. Bez trudu można to było zaobserwować przyglądając się ich twarzom w tramwajach, autobusach. Smutni, zamyśleni ludzie na przystankach. Tłum złożony z jednostek. Trwale obojętny na odgłosy świata zewnętrznego. Jednostki postrzegają świat poprzez pryzmat telefonu komórkowego, nie rozmawiają, tylko się komunikują Cyfrowy świat alternatywny to nic innego jak portale społecznościowe.

Często zadawałem sobie pytanie jak długo to jeszcze może trwać? Praca, dom, zakupy… Konsumpcyjne społeczeństwo, które utraciło radość odczuwania prawdziwej przyjemności z bycia człowiekiem. W zasadzie pozbawione jakichkolwiek uczuć. Jedyne co się liczyło to kolejna promocja… Ekonomiści, politycy stworzyli ten mechanizm, wtłoczyli w to nasze społeczeństwo. Zastanawiałem się jak długo jeszcze ten układ wytrzyma w takim stanie?

Pandemia zmieniła wszystko. W ciągu kilku dni ludzie zostali zmuszeni do zmiany trybu życia. Zaczęliśmy mieszkać w naszych domach, które często pełniły tylko rolę hotelu. Nie służyły do życia, tylko do spania. Nie było w nich czuć ciepła domowego ogniska. Nie twierdzę, że tak było w każdej rodzinie, jednak tendencja była wyraźna. Z roku na rok na horyzoncie pojawiało się widmo kryzysu i upadku wartości rodzinnych.

Czy te dwa tygodnie „kwarantanny” coś zmienią? To już się dzieje. Zmieniają się priorytety. Chyba zaczynamy się bać. Naprawdę obawiać o przyszłość. To zaledwie kilka dni, wiemy już że zmieniają się plany na przyszłość. Widmo kryzysu gospodarczego, utraty dochodów to jedno. Druga strona tej katastrofy to realna groźba zachorowania. Te wirus jest mało znany. Martwimy się, nie wiemy jak zareaguje nasz organizm i czy uda się mu obronić przed chorobą. Zaczynamy zdawać sobie sprawę jak bardzo jest kruchy świat, w którym przyszło nam żyć.

Łatwo jest rządzić w czasie prosperity, ale to kryzys pokazuje i weryfikuje wartość prawdziwego przywództwa. Będzie gorzej, bo mam wrażenie, że ciągle interes partyjny lub własne ego jest ważniejsze od dobra ogółu. Przywódca powinien czuć się odpowiedzialny za swoich ludzi. Niestety, wielu zakompleksionych człowieczków próbuje wykorzystać sytuację i zamiast zarządzać zajmuje się autopromocją w mediach społecznościowych, tv, prasie… Takich wybraliśmy, więc nie ma co liczyć na zmianę. Ludzie się nie zmieniają.

Kryzys społeczny, gospodarczy był nieunikniony. Nikt jednak nie przewidział, że przyjdzie z tej strony, na którą jesteśmy najmniej przygotowani. Kolejny raz udowodniono nam, że gdy planujemy – to Bóg niezły ubaw… jeśli oczywiście istnieje…

123 RUN

Numer startowy, dzień przed biegiem.

Wiosna, każdy słoneczny dzień ładuje moje akumulatory na maksa i sprawia, że mi się chce!!!

Zaczynam nowy etap. Cały czas jestem w trakcie zmagań ze swoimi słabościami. Celem nadrzędnym jest odzyskanie formy sprzed lat.

W zeszłym roku dokładnie się przebadałem. To podstawa jeśli chcemy bezpiecznie wrócić do intensywnego uprawiania sportu. W projekcie „NADZWYCZAJNI” przez kilka miesięcy pracowałem nad swoją kondycją. Bartek Olszewski (Warszawski Biegacz) zadbał o to, abym przetrwał najgorsze chwile. Początki były naprawdę trudne. Ból, pot i czasem łzy, ale zgodnie z dewizą: „Nigdy się nie poddawaj” nie rezygnowałem z treningów. Tak naprawdę to była walka o powrót do zdrowia.

Po kilku miesiącach intensywnej pracy, byłem gotów do ostatecznego testu. Sprawdzian odbył się 13 października 2019 w Berlinie. Pierwszy bieg na 10 km w moim życiu ukończyłem, ani razu nie zatrzymałem się. Jestem z tego dumny. Mój czas nie był imponujący: ponad godzina, ale zrobiłem to w takim tempie, na jakie pozwoliło mi moje zdrowie.

Meta, były chwile zwątpienia, ale Asia Jóźwik dopingowała mnie przez cały bieg.

Myślicie, że odłożyłem buty do biegania na do szafy? Nic z tego! Kto mnie zna, wie że nigdy się nie poddaję. Mam wytyczony konkretny cel, ale o tym w innym miejscu jeszcze napiszę.

Biegam cały czas. Jesień to rundy biegowe na ścieżkach wokół Parku Południowego – moim zdaniem to najpiękniejszy zielony zakątek we Wrocławiu. Trochę czasu spędziłem na bieżni tartanowej, robiąc kilometry wokół boiska na Ołtaszynie. Gdy całkiem załamała się pogoda i smog zaczynał dawać się we znaki moim płucom, kupiłem karnet na siłownię.

Przez kilka zimowych miesięcy można było mnie spotkać na bieżni w „Zwycięska Gym & Fitness Center”. To miejsce jest moim odkryciem. To przypadek sprawił, że akurat tam moja córka trenuje Taekwon-do pod okiem Macieja Mileckiego (super trener). Czekając na koniec jej zajęć mogłem zobaczyć jak działa ten klub. Nigdy nie przepadałem za atmosferą siłowni, charakterystyczny zapach, czasem zbyt gorąco i ta monotonia… Ta siłownia jest inna. Po pierwsze nie jest nudno, bo bieżnie są ustawione wzdłuż okien, za którymi tętni życie. Widok nieba też pomaga w ćwiczeniach. Bardzo dobrze działa klimatyzacja. Nawet gdy jest wielu ćwiczących nie czuć ich obecności, ani wysiłku, jaki wkładają w ćwiczenia. Jest pewna udowodniona zależność między zapachem a intensywnością pracy. Nie da się jej zamaskować chemią, która chroni podobno przed przykrym zapachem potu nawet do 48 godz. ( jaki cywilizowany człowiek potrzebuje na dwa dni rezygnować z higieny osobistej, bez wody, bez mycia?…, mniejsza o to). Wracając do tematu, siłownia ZWYCIĘSKA GYM & FITNESS CENTER daje radę. Jest jeszcze coś o czym muszę wspomnieć. Pracownicy, trenerzy są świetni i bardzo otwarci. Zawsze można zapytać, poradzić się, a gdy poczujemy, że potrzebna jest nam stała opieka trenerska (którą zalecam, każdemu początkującemu) można umówić się na współpracę z wybranym instruktorem.

Ja po kilku miesiącach poczułem się tam jak w domu, wrócę z pewnością, jak tylko skończy się przyjazna pogoda dla biegaczy i rowerzystów. Dla mnie to czas zimowy, gdy niska temperatura i opady oraz smog zmusi mnie do rezygnacji z treningów na powietrzu. Wiem, wiem wielu biegaczy i rowerzystów trenuje cały rok na zewnątrz, bez względu na warunki pogodowe. Ja jednak wyznaję zasadę, że musi być bezpiecznie. Jazda rowerem szosowym po zmierzchu, gdy pada deszcz jest dla mnie zbyt niebezpieczna. Bieganie w smogu też nie należy do najprzyjemniejszych i najlepszych sposobów na zdrową aktywność. Każdy decyduje sam. Inaczej jest w dużej aglomeracji, inaczej, gdy się ma dostęp do lasu, drogi poza miastem, bliżej natury, z dala od spalin samochodów.

Dziś już mogę się do tego przyznać otwarcie: jestem uzależniony od sportu, od regularnego wysiłku fizycznego. W ciągu kilku miesięcy przestałem przybierać na wadze, poprawiły się moje ogólne wyniki wydajności i wytrzymałości. Było ciężko na początku. Nawet, przez chwilę musiałem wspomagać się lekami, bo miałem zbyt wysokie ciśnienie krwi. Lekarz dla bezpieczeństwa zalecił mi terapię farmakologiczną i monitorowanie stanu. Po kilku tygodniach regularnego biegania, odstawiłem leki. Ciśnienie wróciło do normy. Dziś czuję się zdrowszy, mam więcej energii do życia i działania. Uznałem, że przyszedł czas na kolejny etap. Po przerwie zimowej wracam w plener, do biegania i na rower. Przestałem regularnie jeździć, ze względu na biegowy plan treningowy. Teraz już mogę połączyć te aktywności w całość. Nie mogę się już doczekać, aż wsiądę znowu na szosę. Mój kochany CANYON już jest po serwisie i czeka. Bardzo się stęskniłem za treningami na rowerze.

Wiosno przybywaj!

123RUN!!!