Wrocław – Sobótka – Wrocław (trochę o emocjach własnych)

To była prawdziwie letnia pogoda, przynajmniej w drodze do Sobótki. Cały czas z nieba lał się na mnie żar, to tego zero drzew i jeszcze pod wiatr, też gorący…

Było dość ciężko, na szczęście miałem odpowiedni zapas wody. Żeby nie było za łatwo to zachciało mi się sprawdzić inne asfalty, od tych, które już poznałem w zeszłym tygodniu w drodze do Sobótki.

Tam jest po prostu pięknie. Prawdziwe lato, na polach żniwa w pełni. To trzeba zobaczyć, poczuć. Nie oddadzą tego żadne zdjęcia (dlatego ich nie robię, skupiam się na przeżywaniu własnych emocji), ani opisy, ani najlepsze nawet nagrania.

To jest istota przeżywania własnych emocji. Ważne, aby samemu spróbować. Ludzie wrzucają filmy z wypraw, zdjęcia, opisy. Taka praca (bo często to jest właśnie praca), która wymaga oderwania się myślami od tego co nas otacza w danej chwili niszczy przeżywanie pełni emocji.

Gdy robimy relacje, musimy skupić się na kadrowaniu, na jakości dźwięku, na tym co i jak mówimy. Dookoła jest to czego nie odda w pełni nawet najlepsza wideo-relacja. Przyroda mówi do nas cały czas swoimi zapachami, dotyka nas podmuchami wiatru, ostrzega głosami ptaków. Jednocześnie docierają do naszych nosów miliony woni zapachowych, a do naszych uszu multum dźwięków, których nie zarejestrujemy za pomocą najczulszych mikrofonów.

Do tego wszystkiego nasze emocje, tu i teraz – to jest najważniejsze. To co się dzieje w naszej głowie jest nie do opisania. Nasze wewnętrzne przeżycia są zawsze tak indywidualne i własne, że nie sposób oddać ich słowami, a jeszcze trudniej pokazać w relacji wideo… Może potrafią to tylko poeci, wiersze są w stanie oddać jednak tylko znikomą część tych emocji, bo to jest muzyka duszy…

Dlatego warto oderwać się od ekranu, zapomnieć, że mamy ze sobą telefon i skupić na tym co nas otacza. Zróbmy to dla siebie, a nie dla kolejnych lajków, komentarzy znajomych.

W ten piątek wyjechałem w południe – zły pomysł. Temperatura oszalała, dało się to odczuć zwłaszcza na otwartej przestrzeni, do tego wiatr. W takich warunkach męczymy się szybciej i po kilkunastu kilometrach marzysz tylko o kawałku cienia.

Trasy Wrocław – Sobótka nie rozpieszczają nas przyrodniczo, jeśli chodzi o tzw. wysoką zieleń. Zazwyczaj drogi ciągną się między polami uprawnymi. Tylko od czasu do czasu przy drodze pojawia się szpaler drzew, zasadzonych jeszcze przed wojną. Ze względu na brak cienia idealnie jedzie się tą droga wcześnie rano lub późnym popołudniem. W nocy widać chyba wszystkie gwiazdy, bo w ich obserwacji nie przeszkadzają nam światła cywilizacji.

Warto zaglądać do lokalnych wiejskich sklepików, można uzupełnić zapasy wody i węglowodanów, a dodatkowo usłyszeć wiele ciekawostek o okolicy. Zazwyczaj prowadzą je przemiłe penie, które są ich właścicielkami. To dobre miejsca na krótkie przerwy regeneracyjne. Dwie korzyści, wsparcie lokalnych przedsiębiorców i ultraświetny sposób na poprawę nastroju przy miłej pogawędce. Łatwiej ładuje się akumulatory i motywację do dalszej podróży. Fajnie się też wraca do takich miejsc po pewnym czasie. Często jesteśmy rozpoznawani i czujemy się tak, jakbyśmy byli stałymi klientami 🙂

Wracałem przez przełęcz. Kilka mocnych podjazdów, Warto się zmęczyć, bo potem czeka nas zjazd – bajeczna frajda!!! Łagodne zakręty, dobry asfalt i można się naprawdę nieźle rozpędzić (uwaga na kamyczki i żwir na poboczach).

Niech nie zmyli nas mały ruch samochodów, trzeba zachować czujność! Jak to śpiewał Przemysław Gintrowski:

„(…)Serpentyny I pobocza wyczuwamy
Raz na ziemi raz pod ziemią drogi kręte
Radio taxi proszę czekać zaczekamy
Coś być musi coś być musi
Do cholery za zakrętem

Warto pamiętać, że coś może być za zakrętem. Nie ważne czym jedziemy jednośladem, czy też samochodem, zawsze może zdarzyć się jakaś przykra niespodzianka – dlatego warto być ostrożnym! Ale zjazd mega szybki, fajne!

Cała trasa w rekreacyjnym tempie zajęła mi pięć godzin (Wrocław-Sobótka-Wrocław), bez dłuższych postojów. W sumie jest to prawie 100 km gdy się zwiedza okolice. Najkrótsza trasa rowerowa polecana przez nawigację to około 75 km w obie strony.

Polecam, warto to przeżyć samemu na rowerowej wycieczce. Drogi są dobre (asfalty, utwardzone szutry), a ruch samochodowy na bocznych drogach znikomy. Jedyne o czym trzeba pamiętać to nakrycie głowy (najlepiej kask) i zapas wody, przekąski energetyczne.

Sobótka - przełęcz - Wrocław Powrót – praktycznie cały czas z górki 😉

Warto przeżyć tę przygodę samemu. Jeśli sił zabraknie na powrót, to jest alternatywa w postaci pociągu Kolei Dolnośląskich – rozkład jazdy. W sobótce można zawsze coś zjeść, zamówić dobrą kawę i spokojnie wrócić do zgiełku miasta…, po to by zatęsknić i za tydzień znowu tam pojechać…

Po widoki, po zdrowe zmęczenie ciała i odpoczynek dla umysłu. Nie zapomnijcie o emocjach własnych, niech na zawsze pozostaną tylko waszymi. Dobrze jest kolekcjonować takie właśnie wspomnienia. Przydają się w trudniejszych chwilach, na zakrętach naszego życia. Nigdy nie wiesz co będzie za kolejnym zakrętem 🙂

TURKUS KOLOREM PRZYSZŁOŚCI, W ZARZĄDZANIU I NIE TYLKO?

Praca zdalna to przyszłość.

JEDNA przeczytana publikacja i spotkanie z organizacją, w której podejmowane są próby wdrożenia nowego modelu zarządzania? Jak bardzo takie zdarzenia potrafią ożywić wspomnienia.

W dzieciństwie byłem zafascynowany harcerstwem. W mojej miejscowości nie było drużyny, więc ją po prostu założyłem. Właściwie reaktywowałem tę, która kiedyś działała na tym terenie. Skorzystałem z możliwości kontynuowania pewnej tradycji. Wróciłem do nazwy drużyny, numeru. Wszystkie pozostałe elementy organizacyjne musiałem stworzyć od podstaw. Sam ukończyłem w ekspresowym tempie kurs drużynowych. Szkolili mnie najlepsi instruktorzy ZHP ? w korporacji jest to odpowiednik studiów podyplomowych z zarządzania duży zespołem.  

Jednak pewną rzecz zrobiłem trochę intuicyjnie ? kierowałem drużyną, bo miałem autorytet wśród młodych harcerzy, ale od samego początku pozwalałem im brać odpowiedzialność za swoje działania. Dotyczyło to wszystkich członków naszego zespołu. Obserwowałem i rozmawiałem o pasjach poszczególnych druhów i druhen. Starałem się zachęcać ich do rozwijania swoich talentów dla dobra całej drużyny. Z czasem, po kilku latach wiedzieliśmy kto jest dobry i w jakiej dziedzinie, komu sprawia satysfakcję praca na określonym polu. Otwierałem też przestrzeń do próbowania, ale zawsze robiliśmy to razem w czasie dyskusji. Wspólnie wyznaczaliśmy cele jakie ma osiągnąć drużyna w danym roku i w jaki sposób chcemy je zrealizować. Nigdy nie był to sztywny plan. Zawsze był tak określony i zapisany, że byliśmy w stanie okresowo weryfikować poziom jego realizacji.

Przypomina Wam to coś? Tak postrzegam sprawne organizacje turkusowe. Każdy członek zespołu ma jakiś talent, wystarczy tylko umieć się do tego przyznać i wyrazić chęć do realizowania określonych zadań, oczywiście przy pełnej akceptacji i wsparciu wszystkich pozostałych. Razem wspólnie odpowiadamy za prawidłowe funkcjonowanie firmy, pamiętając przy tym zawsze, że nasze indywidualne zaangażowanie będzie oddziaływać na wszystkich. Tu rodzi się przestrzeń dla naturalnych liderów, którzy potrafią rozmawiać, wspierać, organizować i motywować, jak i dla tych wszystkich, którzy lubią podchodzić do pracy zadaniowo.

W dorosłym życiu zarządzanie zespołem nie było już takie proste. Mimo to stosowałem te metody, gdy maiłem wolną rękę i zawsze przynosiły oczekiwane rezultaty. Niestety nie zawsze ma się takie możliwości. Jesteśmy społeczeństwem, które uczy się zasad uczciwej konkurencji, dbania o dobro wspólne jak o własne. To nowe spojrzenie. Odmienne, od tego czego doświadczali nasi rodzice i dziadkowie. Szacunek dla wspólnoty, dobro wspólne jako wartość? Całkowite przeciwieństwo czasów komunizmu ? gdzie wspólne ? oznaczało niczyje, a wygrywał ten, który miał układy w komitecie partyjnym. Czasem dziś jeszcze spotykamy to w korporacji ? kto ma układ z prezesem, dyrektorem generalnym, może liczyć na przywileje i nie musi wcale być efektywnym i dobrym menadżerem, żeby robić karierę.

Uczymy się jak odejść od tych destrukcyjnych zasad. To długi i trudny proces. Jeszcze trochę potrwa zanim wykształcimy pokolenie zdolne do pracy zespołowej i szanujące wspólnotę jako wartość. Uczciwość, zaangażowanie, prawdziwa konkurencja oparta na jasnych zasadach i tej podstawowej ? wygrywa naprawdę najlepszy.

Turkus to przyszłość zarządzania. Pandemia pomogła ludziom uwierzyć, że nie potrzebują nad głową menadżera, który będzie ich dyscyplinował i zmuszał do pracy. Wielu pracowników udowodniło sobie, że potrafią się samoorganizować. Są w stanie układać sobie czas pracy i wykazywać się niespotykaną do tej pory efektywnością. Nie muszą tracić czasu na dojazdy do biura, a w czasie dnia roboczego potrafią pogodzić obowiązki prywatne z firmowymi i to w taki sposób, aby znaleźć jeszcze czas na relaks, na swoje pasje, na czas dla rodzimy. To ważna lekcja dla kadry zarządzającej, jak i dla tych, którzy nigdy nie byli ?samozatrudnieni?. Mogli się przekonać jak to jest być odpowiedzialnym za swoje stanowisko pracy, za tempo i sposób realizacji zadań. Udało się. Wiele firm postanowiło zmienić dotychczasowy sposób funkcjonowania, praca zdalna staje się powszechna i popularna.

To będzie miało swoje konsekwencje. W przypadku menadżerów, wielu będzie czuło niedosyt. Władza i możliwość kontrolowania pracowników daje pewną satysfakcję, podbudowuje ich własne ego, często pozwala walczyć z kompleksami. Teraz zostaną pozbawieni możliwości bezpośredniego kontrolowania podwładnych. Jeśli na dodatek ich autorytet wynikła tylko z tego, że zmuszali ludzi do pracy stosując ?soft mobbing?, to dziś będą musieli zmienić swoje podejście. W zasadzie to tylko ten typ zarządzających domaga się osobistych spotkań w biurze. Chce powrotu do pracy na zasadach takich, jakie obowiązywały przed pandemią.

Paradoksalnie Covid-19 może przyspieszyć zmiany ewolucyjne na naszym rynku pracy. Liderzy, którzy mają wiedzę i autorytet nadal będą realizować swoje dotychczasowe cele z zespołami, które im ufają. Pozostali będą musieli odnaleźć się na nowo.

W każdym razie ? samoorganizacja, praca w zespole i umiejętność brania odpowiedzialności za efekty swojej pracy indywidulanej, która jest częścią całego zadania to przyszłość. Te cechy będą największą wartością dla pracodawcy w rozmowach z nowymi pracownikami. Takiej przyszłości potrzebujemy, to nie rewolucja, raczej kolejny etap, ewolucyjna zmiana. Zdalna praca wykonywana dawniej głównie przez informatyków, przedstawicieli wolnych zawodów jest dziś normą, oczywistością. Przynajmniej wszędzie tam, gdzie do realizacji zadań potrzebny jest tylko komputer i dobre łącze internetowe.

Czas jaki spędziłem z harcerzami, pomógł mi zrozumieć, że można pracować inaczej. Nie muszę zdawać się na osąd szefa, mogę mieć własne zdanie. Ważne, by ludzie szanowali siebie nawzajem i potrafili wykorzystywać wszystkie swoje talenty do budowania dobra wspólnego.

Wyobrażam to sobie i obserwuję w wielu firmach. Najtrudniej będzie zaszczepić taki sposób myślenia w partiach ? politycy to inny rodzaj ludzki, inny gatunek, ale przed pandemią wielu rzeczy nie byliśmy w stanie przewidzieć, a jednak udało się nam dostosować. Gdyby wcześniej turkus był bardziej popularny, to pewnie skutki zarazy i dla gospodarki były by inne. Dużo pracy przed nami, ale to się dziej, świat się zmienia.

Świadomość konieczności zmian już jest i będzie narastała z czasem. Naprawdę trudne chwile są jeszcze przed nami. Kryzys gospodarczy zmusi menadżerów do szukania nowych rozwiązań. Może uda się przy okazji wyeliminować z organizacji dyrektorów, kierowników, a może nawet prezesów? Jednym słowem, może uda się odsunąć od władzy ludzi, którzy nigdy nie powinni mieć wpływu na życie i rozwój innych.