Tik Tok i młode umysły: Czy telefony kradną dzieciństwo?

Perspektywa Psychologa

Telefony komórkowe, choć ułatwiają życie, stanowią zagrożenie dla rozwoju dzieci, zwłaszcza poprzez algorytmy aplikacji takich jak Tik Tok, które prowadzą do uzależnień i obniżają dobrostan psychiczny nastolatków. Rodzice powinni kontrolować treści, edukować i przygotowywać dzieci do świadomego korzystania z technologii, by chronić je przed manipulacją i konsekwencjami uzależnień.

Kradnie umysły naszych dzieci…

Telefony komórkowe miały być oknem na świat, a stały się złem wcielonym. To półprawdy, bo samo urządzenie i możliwości, jakie nam daje, potrafią ułatwić życie. Problemem jest to, że komórki dostają do rąk już kilkuletnie dzieci, których umysły nie są na to gotowe. Małe dziecko nie jest w stanie opanować emocji, które wywołują w nim choćby filmiki z Tik Toka. Celowo wspominam o tej aplikacji, bo naukowcy już dawno udowodnili, że algorytmy (sposób, w jaki aplikacja dobiera kolejne filmiki) tego konkretnego programu powodują szybkie uzależnienie. Tik Tok sprawia, że młodzi ludzie już po kilku minutach skrolowania zaczynają przypominać zombie. Nie są w stanie oderwać się od ekranu. Na dodatek filmy i reklamy, które podsuwa ta aplikacja młodzieży, uderzają w najczulsze miejsca psychiki adolescentów. Wmawiają im, że mają niesamowite kompleksy, wyolbrzymiają wady i ogólnie powodują znaczne obniżenie nastroju nastolatków.

Dlatego rodzice powinni kontrolować od najmłodszych lat, co dzieci oglądają w komórkach. Nie możemy im zabierać telefonów, bo będą potrzebować ich w dorosłym życiu. Rolą dorosłych jest przygotowanie najmłodszych do radzenia sobie z tą technologią. Trzeba poświęcić dużo czasu i uwagi, aby dziecko nie wpadło w spiralę uzależnień. Zaczyna się niewinnie, a media społecznościowe karmią się naszą uwagą. Ich celem jest przyciąganie jak największej liczby widzów. Potrzebują naszej uważności, aby karmić nas obrazami, reklamami, manipulować nastrojami społecznymi. Wszystko dla zysku, bo każda aplikacja to miliardy dolarów przychodu z reklam. Ostatecznie największy rachunek płacą najmłodsi. To są nasze dzieci, narażane na utratę dobrostanu psychicznego – są ostatecznymi beneficjentami manipulacji społecznych, do jakich stworzone zostały tego typu apki.

Sebastian Wilk

Psycholog

Mój szef jest psychopatą? A może to tylko wypalenie zawodowe?

Ilu z nas zadaje sobie to pytanie w drodze do pracy?

Kim właściwie jest psychopata?

Najczęstsze skojarzenie to bohater horroru – facet z siekierą albo doktor Hannibal Lecter, który zjada swoje ofiary na kolację. To jednak obraz rodem z kina.

Naukowe definicje są inne. Psychopatia to zaburzenie osobowości. Osoby psychopatyczne charakteryzują się m.in.:

płytkością emocjonalną,

brakiem empatii i poczucia winy,

egocentryzmem,

manipulacyjnością,

impulsywnością i skłonnością do zachowań antyspołecznych.

Tak opisali ją m.in. H. Cleckley i R.D. Hare.

Podejście Daniela Boduszka

Prof. Daniel Boduszek wraz z Agatą Dębowską zaproponowali inne ujęcie. Podkreślają, że psychopatia to przede wszystkim cechy osobowości, a nie tylko kryminalność.

Wyróżniają cztery kluczowe elementy:

Brak wrażliwości afektywnej – osoby te nie są zdolne do współodczuwania.

Deficyty wrażliwości poznawczej – mają trudność ze zrozumieniem uczuć innych ludzi.

Manipulacja interpersonalna – wykorzystują innych, świetnie radząc sobie np. w „grach korporacyjnych”.

Egocentryzm – skupienie wyłącznie na własnych celach, często „po trupach do celu”.

Psychopata wcale nie musi być kryminalistą. Jeśli dodatkowo jest inteligentny, może z powodzeniem odnaleźć się w świecie polityki czy biznesu.

Psychopatia a inteligencja

Nie ma dowodów, że psychopaci są ponadprzeciętnie inteligentni. Badania wskazują raczej, że ich „siłą” jest chłodne spojrzenie, brak emocji i umiejętność manipulowania ludźmi. To one pozwalają im bezwzględnie realizować własne cele – np. zdobywać szybkie awanse.

Psychopata w pracy

W swojej pracy magisterskiej badałem wpływ cech psychopatycznych na dobrostan pracowników. Doszedłem do wniosku, że psychopatę trudno wykryć testami psychologicznymi. Jeśli ma wysoki poziom inteligencji, potrafi manipulować odpowiedziami.

Łatwiej zauważyć skutki jego działań. Wyobraźmy sobie zespół kierowany przez psychopatycznego szefa:

– pracownicy traktowani są jak narzędzia,

– wszelki sprzeciw kończy się represjami,

– każdy, kto stanie na drodze, szybko zostaje „usunięty z gry”.

W takim środowisku wypalenie zawodowe, stres i poczucie niesprawiedliwości stają się normą.

Kiedy szef osiągnie swój cel – np. awans – porzuca zespół bez cienia emocji czy wyrzutów sumienia. Idzie dalej, zostawiając po sobie wypalonych pracowników i zgliszcza relacji.

Psychopata w korporacji – jak go rozpoznać?

Może warto zapamiętać prostą zasadę: „po owocach ich poznacie”. Nie diagnoza testowa, ale konsekwencje działań są najpewniejszym tropem.

Wypalenie zawodowe – nie zawsze to twoja wina

Warto pamiętać, że wypalenie zawodowe ma wiele przyczyn. Często to nie jest problem pracownika, ale otoczenia, w którym funkcjonuje. Ogromną rolę odgrywa tutaj osobowość szefa. To właśnie ona w dużej mierze decyduje o tym, jak czujemy się w pracy.

Warto porozmawiać o takich wątpliwościach z psychologiem, który ma doświadczenie i zna realia pracy w korporacjach.

Sebastian Wilk

Psycholog (www.sdwilk.pl)

lub www.psychologwilk.pl

TURKUS KOLOREM PRZYSZŁOŚCI, W ZARZĄDZANIU I NIE TYLKO?

Praca zdalna to przyszłość.

JEDNA przeczytana publikacja i spotkanie z organizacją, w której podejmowane są próby wdrożenia nowego modelu zarządzania? Jak bardzo takie zdarzenia potrafią ożywić wspomnienia.

W dzieciństwie byłem zafascynowany harcerstwem. W mojej miejscowości nie było drużyny, więc ją po prostu założyłem. Właściwie reaktywowałem tę, która kiedyś działała na tym terenie. Skorzystałem z możliwości kontynuowania pewnej tradycji. Wróciłem do nazwy drużyny, numeru. Wszystkie pozostałe elementy organizacyjne musiałem stworzyć od podstaw. Sam ukończyłem w ekspresowym tempie kurs drużynowych. Szkolili mnie najlepsi instruktorzy ZHP ? w korporacji jest to odpowiednik studiów podyplomowych z zarządzania duży zespołem.  

Jednak pewną rzecz zrobiłem trochę intuicyjnie ? kierowałem drużyną, bo miałem autorytet wśród młodych harcerzy, ale od samego początku pozwalałem im brać odpowiedzialność za swoje działania. Dotyczyło to wszystkich członków naszego zespołu. Obserwowałem i rozmawiałem o pasjach poszczególnych druhów i druhen. Starałem się zachęcać ich do rozwijania swoich talentów dla dobra całej drużyny. Z czasem, po kilku latach wiedzieliśmy kto jest dobry i w jakiej dziedzinie, komu sprawia satysfakcję praca na określonym polu. Otwierałem też przestrzeń do próbowania, ale zawsze robiliśmy to razem w czasie dyskusji. Wspólnie wyznaczaliśmy cele jakie ma osiągnąć drużyna w danym roku i w jaki sposób chcemy je zrealizować. Nigdy nie był to sztywny plan. Zawsze był tak określony i zapisany, że byliśmy w stanie okresowo weryfikować poziom jego realizacji.

Przypomina Wam to coś? Tak postrzegam sprawne organizacje turkusowe. Każdy członek zespołu ma jakiś talent, wystarczy tylko umieć się do tego przyznać i wyrazić chęć do realizowania określonych zadań, oczywiście przy pełnej akceptacji i wsparciu wszystkich pozostałych. Razem wspólnie odpowiadamy za prawidłowe funkcjonowanie firmy, pamiętając przy tym zawsze, że nasze indywidualne zaangażowanie będzie oddziaływać na wszystkich. Tu rodzi się przestrzeń dla naturalnych liderów, którzy potrafią rozmawiać, wspierać, organizować i motywować, jak i dla tych wszystkich, którzy lubią podchodzić do pracy zadaniowo.

W dorosłym życiu zarządzanie zespołem nie było już takie proste. Mimo to stosowałem te metody, gdy maiłem wolną rękę i zawsze przynosiły oczekiwane rezultaty. Niestety nie zawsze ma się takie możliwości. Jesteśmy społeczeństwem, które uczy się zasad uczciwej konkurencji, dbania o dobro wspólne jak o własne. To nowe spojrzenie. Odmienne, od tego czego doświadczali nasi rodzice i dziadkowie. Szacunek dla wspólnoty, dobro wspólne jako wartość? Całkowite przeciwieństwo czasów komunizmu ? gdzie wspólne ? oznaczało niczyje, a wygrywał ten, który miał układy w komitecie partyjnym. Czasem dziś jeszcze spotykamy to w korporacji ? kto ma układ z prezesem, dyrektorem generalnym, może liczyć na przywileje i nie musi wcale być efektywnym i dobrym menadżerem, żeby robić karierę.

Uczymy się jak odejść od tych destrukcyjnych zasad. To długi i trudny proces. Jeszcze trochę potrwa zanim wykształcimy pokolenie zdolne do pracy zespołowej i szanujące wspólnotę jako wartość. Uczciwość, zaangażowanie, prawdziwa konkurencja oparta na jasnych zasadach i tej podstawowej ? wygrywa naprawdę najlepszy.

Turkus to przyszłość zarządzania. Pandemia pomogła ludziom uwierzyć, że nie potrzebują nad głową menadżera, który będzie ich dyscyplinował i zmuszał do pracy. Wielu pracowników udowodniło sobie, że potrafią się samoorganizować. Są w stanie układać sobie czas pracy i wykazywać się niespotykaną do tej pory efektywnością. Nie muszą tracić czasu na dojazdy do biura, a w czasie dnia roboczego potrafią pogodzić obowiązki prywatne z firmowymi i to w taki sposób, aby znaleźć jeszcze czas na relaks, na swoje pasje, na czas dla rodzimy. To ważna lekcja dla kadry zarządzającej, jak i dla tych, którzy nigdy nie byli ?samozatrudnieni?. Mogli się przekonać jak to jest być odpowiedzialnym za swoje stanowisko pracy, za tempo i sposób realizacji zadań. Udało się. Wiele firm postanowiło zmienić dotychczasowy sposób funkcjonowania, praca zdalna staje się powszechna i popularna.

To będzie miało swoje konsekwencje. W przypadku menadżerów, wielu będzie czuło niedosyt. Władza i możliwość kontrolowania pracowników daje pewną satysfakcję, podbudowuje ich własne ego, często pozwala walczyć z kompleksami. Teraz zostaną pozbawieni możliwości bezpośredniego kontrolowania podwładnych. Jeśli na dodatek ich autorytet wynikła tylko z tego, że zmuszali ludzi do pracy stosując ?soft mobbing?, to dziś będą musieli zmienić swoje podejście. W zasadzie to tylko ten typ zarządzających domaga się osobistych spotkań w biurze. Chce powrotu do pracy na zasadach takich, jakie obowiązywały przed pandemią.

Paradoksalnie Covid-19 może przyspieszyć zmiany ewolucyjne na naszym rynku pracy. Liderzy, którzy mają wiedzę i autorytet nadal będą realizować swoje dotychczasowe cele z zespołami, które im ufają. Pozostali będą musieli odnaleźć się na nowo.

W każdym razie ? samoorganizacja, praca w zespole i umiejętność brania odpowiedzialności za efekty swojej pracy indywidulanej, która jest częścią całego zadania to przyszłość. Te cechy będą największą wartością dla pracodawcy w rozmowach z nowymi pracownikami. Takiej przyszłości potrzebujemy, to nie rewolucja, raczej kolejny etap, ewolucyjna zmiana. Zdalna praca wykonywana dawniej głównie przez informatyków, przedstawicieli wolnych zawodów jest dziś normą, oczywistością. Przynajmniej wszędzie tam, gdzie do realizacji zadań potrzebny jest tylko komputer i dobre łącze internetowe.

Czas jaki spędziłem z harcerzami, pomógł mi zrozumieć, że można pracować inaczej. Nie muszę zdawać się na osąd szefa, mogę mieć własne zdanie. Ważne, by ludzie szanowali siebie nawzajem i potrafili wykorzystywać wszystkie swoje talenty do budowania dobra wspólnego.

Wyobrażam to sobie i obserwuję w wielu firmach. Najtrudniej będzie zaszczepić taki sposób myślenia w partiach ? politycy to inny rodzaj ludzki, inny gatunek, ale przed pandemią wielu rzeczy nie byliśmy w stanie przewidzieć, a jednak udało się nam dostosować. Gdyby wcześniej turkus był bardziej popularny, to pewnie skutki zarazy i dla gospodarki były by inne. Dużo pracy przed nami, ale to się dziej, świat się zmienia.

Świadomość konieczności zmian już jest i będzie narastała z czasem. Naprawdę trudne chwile są jeszcze przed nami. Kryzys gospodarczy zmusi menadżerów do szukania nowych rozwiązań. Może uda się przy okazji wyeliminować z organizacji dyrektorów, kierowników, a może nawet prezesów? Jednym słowem, może uda się odsunąć od władzy ludzi, którzy nigdy nie powinni mieć wpływu na życie i rozwój innych.