CYFROWY ŚWIAT

Książka, którą czytasz jak chcesz…

Książki, to był ostatni bastion…, który w świecie moich przyzwyczajeń, opierał się dygitalizacji. Do niedawna uważałem, że nic nie zastąpi przyjemności obcowania z tradycyjną, drukowaną prozą.

Od dziecka dużo czytałem. Pomagał mi fakt, że rodzice zgromadzili pokaźną bibliotekę w domu. Zawsze miałem co czytać, zawsze pod ręką. Dawniej nie było też problemu z utrzymaniem bibliotek, nawet na małych wsiach działały niewielkie punkty biblioteczne.

Jednak prawdziwą miłość do książek zaszczepiła we mnie Pani Henryka Pytel. Była moją wychowawczynią w czwartej klasie szkoły podstawowej i jednocześnie administrowała szkolną biblioteką. To Ona pierwsza zauważyła, że uwielbiam przygody, historię, zagadki, opowieści o podróżnikach i podróżach.

Nie pamiętam wszystkich tytułów, ale „Tułacze” W.H.G. Kingston, „Wyspa Skarbów” R.S.L. Stevenson, „Szatan z siódmej klasy” K. Makuszyński, to absolutna klasyka, którą często czytałem po kryjomu, pod kołdrą, z latarką w ręku…, bo rodzice nie pozwalali mi siedzieć do późna, zwłaszcza gdy następnego dnia musiałem wstać rano do szkoły.

Przyszedł czas na przygody Pana Samochodzika, Tomka Wilmowskiego. Cóż to były za historie! Nie można w tym zacnym gronie pominąć Winnetou, bohatera cyku powieści K.May’a. Uczciwi, honorowi, idealiści, takie wzorce czerpałem z książek. To byli bohaterowie mojego dzieciństwa i towarzysze trudnych czasów dojrzewania, którzy mieli wpływ na mój charakter, na moją osobowość. Pomagali mi poradzić sobie z goryczą porażek, zwycięstw, ale i z burzą pierwszych nastoletnich uczuć, tzw. „zielonych miłości”. Dzięki nim dokonywałem właściwych wyborów, dziś to wiem.

Twórcy tego typu literatury stworzyli postacie, które stały się wzorem do naśladowania dla wielu pokoleń młodych ludzi. Patrzę na to, co się dzieje w polskiej polityce i mam poważne wątpliwości, czy liderzy partyjni przeczytali choć jedną lekturę obowiązkową tego typu ( jestem politologiem i trudno mi się odciąć, od takich dygresji, wybaczcie). Takie honorowe, godne naśladowania postawy kształtowało ZHP, które jeszcze istnieje, ale skala działania, zasięg organizacji nie jest już taki jak dawniej.

Ideały, którymi kierują się bohaterowie książek takich autorów jak: A. Szklarski, Z.Nienacki, bywają trudne do naśladowania w naszym świecie. Fakt, nie są to bohaterowie doskonali. Mylą się, popełniają błędy, mają wątpliwości. Każdy pisarz wie, że idealny jest Bóg i „święci na obrazkach”. Każdy człowiek ma wady. Moim idolom z czasów młodości nie brakuje takich cech jak: uczciwość, honor, godność. To przymioty, których deficyt zauważamy patrząc na celebrytów, polityków.

Uwielbiam czytać, w czasie pandemii mogłem nadrobić zaległości. Czytam kilka książek w tygodniu. Lubię dostawać i kupować nowe, takie prosto z księgarni. Zdaję sobie sprawę jak dużym wysiłkiem i ciężką pracą jest tworzenie. Dlatego chętnie kupuję nowe książki. Po przeczytaniu oddaję je do bibliotek. Uważam, że w ten sposób płacę autorowi i wydawcy za ich pracę. Za wysiłek, za to, że z każdym nowym zdaniem, które czytam, mogę czuć się lepszym, bardziej wyedukowanym człowiekiem. Nie mogę gromadzić już więcej książek, bo nie ma na to miejsca. Poza tym, już tak mam, że zazwyczaj nie wracam do raz przeczytanych powieści. Podręczniki, poradniki, książki naukowe ten zbiór i tak przytłacza nas w mieszkaniu 😉

Pandemia, zostań w domu, wreszcie dużo czasu dla siebie. Wszystko fajnie, ale w pewnym momencie, po kilku tygodniach zaczyna brakować „paliwa”. Miałem trochę e-booków, ale czytanie na tablecie, laptopie męczy bardzo wzrok. Ciągłe patrzenie w żarówkę skończyło się tym, że już dziś muszę nosić okulary. Na szczęście tylko do czytania.

Proces zmiany przyzwyczajeń w tej kwestii, trwa u mnie od pewnego czasu. Jednak szybkie czytanie książek nie było tak szybkie w przypadku wydań elektronicznych. Nie sprawiało mi takiej przyjemności jak obcowanie z papierową, tradycyjną książką. Na urządzeniach, których na co dzień używam do pracy, trudno zadbać o spokój i skupienie – SMS, telefony, powiadomienia, maile… Tradycyjni rozpraszacze uwagi. Zawsze zapominam wyłączyć jakieś powiadomienie.

Od pewnego czasu, przyglądałem się urządzeniom dedykowanym do czytania książek elektronicznych. Nie robiły na mnie specjalnego wrażenia. Na pierwszy rzut oka wyglądały trochę archaicznie. Monochromatyczny ekran, z pozoru słaby kontrast, powolna reakcja, nie zachęcały mnie do kupna. Coś jednak musiałem zrobić. Jeśli chodzi o nowe książki to brak mi cierpliwości. Nie chcę czekać zbyt długo na zamówione w księgarni nowości. Wypatrywać i czekać, aż przyniesie je kurier do domu. Zdarza się, że pewnych tytułów, które mnie interesują, nie ma już w sprzedaży. Trudno je namierzyć w antykwariatach, a w czasie pandemii biblioteki są zamknięte.

Przeczytałem kilka wpisów na blogach. Blogerzy bardzo dokładnie opisują wady i zalety czytników ebooków. Nadal nie byłem przekonany. Nie chcę kupować kolejnego urządzenia, które wyląduje na dnie szuflady, bo nie będzie miało takiej funkcjonalności, jakiej oczekuję. Rozmowy ze sprzedawcami w sklepie, też nie pomagały rozwiać moich wątpliwości. Jestem „początkującym” minimalistą, więc ostatnio staram się raczej pozbywać rzeczy. Mam naprawdę spory nadmiar zbędnych klamotów i nietrafionych zakupów (kilkanaście zegarków, a noszę tylko jeden, plecaki i torby, laptopy itd.). Moja żona bardzo mnie pilnuje, żebym nie kupował kolejnych, „zbędnych” gadżetów. I co? Mam kupić kolejny elektroniczny sprzęt, który ma się okazać niepotrzebnym złodziejem miejsca.

Jestem uparty i nie poddałem się. Poszukałem strony na FB i postanowiłem zapytać o zdanie prawdziwych fanów tego sposobu czytania książek. Pod moim wpisem pojawiła się lawina opinii. Prawdziwe tsunami komentarzy i podpowiedzi. Znalazłem odpowiedź na pytanie, który czytnik wybrać, bo to że jest to najlepsze urządzenie do gromadzenia i czytania książek cyfrowych, jest dla tej społeczności oczywistą oczywistością 😉

W ciągu kilku godzin wybrałem urządzenie i sklep, w którym warto je zakupić, a następnego dnia miałem już na swoim biurku nowoczesny czytnik ebooków.

No i co dalej?

Na razie same pozytywne wrażenia, choć jeszcze jestem na tym etapie, że przypadkowe kliknięcie odkrywa kolejne pożyteczne funkcje. PocketBook okazał się trafnym wyborem, bo chcę nadal korzystać z abonamentu Legimi. Dawno mi się nie zdarzyło – czytałem pół nocy w łóżku! Adaptacyjne podświetlenie tekstu jest rewelacyjnym rozwiązaniem. Nie przeszkadzam mojej żonie, nie muszę czytać przy zapalonym świetle. Czytnik ma swoje światło diodowe, które automatycznie reaguje na zmianę warunków zewnętrznych. Nie męczą mi się oczy, bo mogę sobie dowolnie regulować wielkość i rodzaj czcionki. Nieosiągalne w przypadku książki drukowanej. Urządzenie jest lekkie. O wiele lżejsze od papierowej książki, a tekst jest zawsze wyraźny i dobrze czytelny. Do tego ma naprawdę wydajną baterię. Jedno ładowanie i ciągle działa. Telefon, tablet, laptop to czasem jedna doba, kilka godzin i konieczność ładowania. W przypadku czytnika, można zapomnieć o ładowaniu, wreszcie można się uwolnić od gniazdka w ścianie!

W ciągu kilku minut przeniosłem swój elektroniczny zbiór do PocketBook, zaraz po tym jak spersonalizowałem swoje nowe urządzenie. Założyłem nowy profil, połączyłem go z moimi danymi w chmurze i już! To wszytko – to działa! Teraz mogę kupować książki w formie elektronicznej. Dbamy w ten sposób o środowisko naturalne, bo nie trzeba zużywać na druk kolejnych ton papieru i farby drukarskiej, nie ma też konieczności transportowania, przesłania – mniej spalin.

Jeszcze jedna fajna sprawa. Gdy czytam, mój czas spędzony z książką nie jest odmierzany minutami, ale stronami, które pozostały do końca rozdziału. Gdy w czytniku jest otwarta książka, nie wyświetla się żaden zegarek (przynajmniej ja mam takie ustawienia). Mogę się skupić tylko na zdaniach, faktach, które przynoszą kolejne wyrazy, odszyfrowane, odczytane, z rozmysłem uszeregowane w odpowiednim porządku przez autora. Nie muszę kartkować stron, żeby ocenić, czy moja cierpliwość zostanie nagrodzona jeszcze tego wieczoru, czy muszę się oderwać od lektury i poczekać do rana, a może jeszcze jestem w stanie naciągnąć reguły ziemskiego czasu i dokończyć, to co musi być dokończone.

Świat się zmienia, zmienia zmieniajmy się razem z nim, ale starajmy się aby to była tylko dobra zmiana. Już po tak krótkim czasie, wiem że będę sięgał jeszcze po papierowe wydania niektórych książek – bo lubię ich zapach, zwłaszcza nowych, ale mam też pewność, że będą to już tylko szczególne okazje. Od teraz nie będę się rozstawał z czytnikiem, wreszcie będę mógł każdą wolną chwilę wykorzystać na chłonięcie słów, zdań moich ulubionych autorów.

Na koniec chcę podziękować społeczności FB eCzytelnicy – ebooki, audiobooki, czytniki ebooków i pracownikom sklepu czytio.pl z Wrocławia.

Kolejny etap rewolucji cyfrowej jest już za mną. Trochę czasu minęło, zanim się przekonałem do zmiany. Kolejny bastion padł. Byłem przekonany, że jeszcze długo nic nie zastąpi drukowanych książek. Na pewno nie będzie to to samo, ale… Żyjemy w nowej epoce, technologia przynosi nowe, praktyczne rozwiązania. Warto iść z duchem czasu. Do tego, że trzeba i warto czytać, nie muszę przekonywać nikogo 😉

MORALNOŚĆ DEWELOPERA

To nie jest oksymoron! Chociaż z drugiej strony, jak się czasami popatrzy co?, jak? i gdzie? się buduje np. w takim mieście jak Wrocław, to już nie jestem tego taki pewien…

Cały czas uważam, że zgoda buduje i zawsze jest przestrzeń na tzw. synergiczne budownictwo, nawet w takiej aglomeracji jak Wrocław. Trzeba tylko chcieć i umieć ją wypracować.

Po pierwsze, ważne i istotne jest zdanie sobie sprawy z faktu, ze deweloper to przedsiębiorca. Każda firma komercyjna realizuje zadania, które są nakierowane na zysk. Uczą tego na wszystkich kursach ekonomii. Deweloper musi przeprowadzić analizę ryzyka, ocenić opłacalność i dopiero wtedy może zdecydować o tym na jaki kształt inwestycji może sobie pozwolić w danej lokalizacji.

To jest dobry moment, aby zacząć rozmawiać mieszkańcami. Doświadczony inwestor prowadzi taki dialog już na etapie projektowania. Zna lokalną społeczność. Jeśli wokół planowanej inwestycji teren jest mocno zurbanizowany, trzeba i należy spotkać się z mieszkańcami i zasięgnąć ich opinii o tym jak można zrealizować konkretny projekt, aby przyniósł wszystkim korzyści.

Mieszkańcy są w stanie zgodzić się na wiele niedogodności, jeśli są rzetelnie i uczciwie informowani o planach inwestora.

Budowa wiąże się z transportem materiałów, okresowym zanieczyszczeniem lokalnej infrastruktury drogowej, a nawet jej uszkodzeniem, jeśli została wykonana prowizorycznie. Co zdarza się często w naszym mieście, niestety. Jest to jednak okazja do modernizacji dróg, chodników, instalacji sanitarnych. Ogólnie mówiąc przy współpracy dewelopera z gminą można istotnie poprawić komfort życia mieszkańców, np. budowa placu zabaw „Słoneczny Ołtaszyn” we Wrocławiu, może być uznana za modelowy projekt zrealizowany we współpracy lokalnej społeczności, miasta i inwestora.

Same prace budowlane mogą być uciążliwe dla mieszkańców i zazwyczaj takimi są, ze względu na zwiększenie natężenia ruchu samochodów dostawczych oraz hałas generowany przez pracę maszyn i urządzeń budowlanych. To nieuniknione, ale do zaakceptowania przy uwzględnieniu oczekiwań i potrzeb mieszkańców związanych z ich prawem do odpoczynku po pracy. Trzeba zagwarantować bezpieczeństwo pieszych, rowerzystów i innych uczestników ruchu wokół inwestycji. To podstawa każdego projektu inwestycyjnego.

Istotny jest fakt, by po inwestycji powstały obok mieszkań obiekty związane z zaspokojeniem potrzeb mieszkańców. Może to być żłobek, gastronomia, znane są przypadki budowy basenu ( teoria, w tym ostatnim rozminęła się z opłacalnością).

W każdym przypadku i na każdym etapie powinien być prowadzony dialog między inwestorem, a mieszkańcami. Z moje pracy w samorządzie wiele razy rozwiązywałem spory i namawiałem do rozmowy. Za każdym razem, gdy dochodziło do dialogu efekt rozmów przynosił niesamowite i korzystne rozwiązania dla wszystkich stron potencjalnego konfliktu.

Deweloper dysponuje wiedzą i możliwościami technicznymi, które mogą pomóc np. przy poprawie jakości dróg dojazdowych do osiedli, jest w stanie wygenerować dodatkowe miejsca postojowe, a także zastosować nowoczesne technologie np. oświetlenie chodników, placów zabaw.

Dlatego zawsze namawiam do dialogu i chętnie pomagam w takich rozmowach. Zgoda buduje! Szukajmy zawsze dobrych, kompromisowych rozwiązań.

„POCIESZKI”

Skończyła się dobra aura, a w szklanym ekranie nie ma co oglądać. Czy to jeszcze szklany ekran? Diody LED, plastik i płaskie to to… To już nie kineskop, to dynamiczny obrazek na ścianie w srebrnych ramkach. Przy czym nawet kolor ramek może się zmieniać, zależnie od upodobań użytkownika. Kiedyś telewizor był meblem, teraz jest obrazkiem na ścianie z częstotliwością odświeżania, WiFi i USB. Biedne koty, nie mogą już grzać ma ogromnym pudle, nawet one nie są, aż tak fit, żeby się zmieścić na centymetrowej krawędzi.

Technologia daje dużo przyjemności w korzystaniu z urządzeń, ale jednocześnie zabiera im duszę. Coś za coś. Zresztą wydaje mi się, że ludzie co raz częściej rozmawiają z komputerami. Wolimy kontakt z komórkami niż ze sobą? Gadasz z kimś za pomocą szklanej płytki, ba nawet możesz go widzieć. Już samo to, odziera nasze relacje z jakieś aury. Takie kontakty są mniej emocjonalne i nie wymagają tak dużego zaangażowania jak bezpośrednie spotkanie. Za pośrednictwem urządzeń można oszukiwać, nie musisz się tak starać o wygląd itd. Na większości moich szkoleń uczyłem, że telefon służy do umawiania się na spotkanie, z czasem zweryfikowałem tę tezę – telefon, tak, ale smartfon pozwala na więcej niż tylko ustalenie terminu i miejsca spotkania. Smart jest naprawdę smart 😉

Przypomina mi się mem, na którym pracownik w garniturze, siedzi za biurkiem i prowadzi wideokonferencję z prezesem. W kadrze w przeciwieństwie do szefa, my widzimy wszystko. Oficjalny strój pracownika kończy się na poziomie biurka. Szorty, klapki, piasek zamiast wykładziny, za plecami ekran – regał z segregatorami i książkami, a za blendą plaża. Nie ma nawet typowego biurowego fotela, tyko składany taboret. Kończy się meeting, kilka sekund na zwinięcie atrapy biura i można wrócić na leżak. Przy pracy zdalnej, trzeba sobie jakoś radzić w dobie wszechobecnych wideokonferencji. Faktem jest, że to też jakiś rodzaj wchodzenia z butami firmy w prywatne życie pracowników. Oko Wielkiego Brata w moim domu. Taki to czas pandemii, choroba chcesz czy nie, na swój sposób już dotarła do każdego z nas.

No dobra, wyżyłem się na tandecie w tv i na samym urządzeniu. Jeszcze jedno! Mam już dość słuchania o wyborach, których wynik jest przewidywalny. Wiadomo kto wygra, reszta to kwestie techniczne. Prędzej czy później politycy i tak ułożą to po swojemu. Po co te emocje? Po co ten spektakl? Chyba z nudy. Polityk też człowiek, musi sobie znaleźć zajęcie. Za oknem pogoda siadła, na tarasie siedzieć za zimno, więc trzeba zabrać się za lanie wody w sejmie. Co w sumie dla przyrody okazuje się zbawienne, bo przecież susza. Chodzi mi oczywiście tylko o to, że pada deszcz.

Gdy narzekam to wpadam w zły nastrój i to jest dobry moment, aby sięgnąć po antidotum. Ostatnio, przez przypadek, wpadła mi w ręce Katarzyna Grochola. Oczywiście, że nie osobiście! Choć nie miałbym nic przeciwko temu. Moja żona z pewnością to by zrozumiała. Nie chodzi o to, że jest aż tak tolerancyjna, żeby przyglądać się, jak wpadam na inną kobietę i się z tego cieszę, ale jestem przekonany, że sama też chciałaby osobiście poznać panią Katarzynę 😉 Tym razem, wpadła mi w ręce tylko książka, tej znanej i cenionej pisarki.

Lubię czytać panią Grocholę, bo tak niewielu ludzi patrzy pozytywnie na życie i potrafi to opisywać w tak szczególny sposób. Mało jest wokół nas historii z happy endem. Dlatego w taką pogodę jak dziś, gdy leje i wieje, a zamiast wiosny za oknem jesienna aura sięgam po Katarzynę Grocholę. Z daleka omijam Leona Wiśniewskiego – te historie są zakazane w szare dni. Nikt tak jak On, nie potrafi dla odmiany opisywać tej trudniejszej strony życia.

Katarzyna Grochola, to jest to! „Pocieszki” czyta się naprawdę lekko i przyjemnie. Cykl opowiadań, pisanych w ciągu roku kalendarzowego, przynajmniej taką chronologię da się zauważyć. Historie te mają wspólne cechy: przywołują pozytywne myśli i skłaniają czytelnika do refleksji – nie jest w sumie tak źle, jak nam się to może wydawać. To jak odbieramy świat i to jak nas ludzie widzą, zależy w dużej mierze od nas samych.

Pozytywne myślenie można włączyć, taki pstryczek-magiczek jest w każdym z nas. Spacer z psem, tabliczka czekolady, dobra książka, film to sprawdzone pocieszacze. Korzystamy z nich dziś, bez ograniczeń – pogoda to usprawiedliwia.