WŁADZA – OKAZJA, ABY POKAZAĆ SWOJĄ PRAWDZIWĄ TWARZ?

Czy władza może stać się okazją do obudzenia maszkaronów moralnych i intelektualnych? Czy stanowisko może obudzić w człowieku najniższe instynkty, skrywane przed otoczeniem?

(?) Nie było już żadnych wątpliwości, co się zmieniło w ryjach świń. Zwierzęta w ogrodzie patrzyły to na świnię, to na człowieka, potem znów na świnię i na człowieka, ale nikt już nie mógł się połapać, kto jest kim.?

George Orwell ?Folwark zwierzęcy? ? ostatnie zdanie.

Władza pozwala pokazać człowiekowi jakie wartości są dla niego najważniejsze. Obserwuję tę prawidłowość od lat. Patrzę jak zmieniają się ludzie z mojego otoczenia, którym uda się „załapać”, „wskoczyć” na stanowisko z odrobiną władzy. Poniżej kilka przykładów, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Mam nadzieję, że w rzeczywistości nie spotkam nigdy takich maszkaronów moralnych i intelektualnych.

J S – inspirowana przez męża nieudacznika życiowego, wypchnięta w świat lokalnej polityki i biznesu, dla pieniędzy, dla osobistych korzyści. Tworzą swoisty tandem, piękna i bestia. Nawet „darmowe” ksero było wystarczające, aby odrzucić wszelkie zasady i robić wszystko dla dalszej kariery. Od pewnego czasu żyje w ciągłym strachu, by nie stracić tego co udało im się „wyszarpać” intrygą, zdradą, pomówieniem. Ogromne rozczarowanie dla ludzi, którzy znali ją wcześnie. Skromna, uczciwa dziewczyna z prowincji zachłysnęła się „wielkim światem” Została zastępcą prezesa wielkiej, międzynarodowej firmy… Dla naprawdę niewielkich pieniędzy, jest w stanie zrobić najgorsze rzeczy…

K M – emerytowana „PREZES”, całe życie źródłem jej sukcesów, było wywoływanie konfliktów, intrygi, plotki i chęć działania w sposób, który zna z czasów swojej aktywności zawodowej. Cechuje ją „załatwianie” sobie różnych przywilejów z racji obejmowanej funkcji, manipulowanie ludźmi, wywoływanie konfliktów i postawa asekuracyjna – inni się podpisują pod projektami, które on wymyśla. Cechuje ją usilna potrzeba sterowaniem ludźmi z tylnego siedzenia. Nie cofnie się przed niczym. Patologiczna kłamczucha i mściwy człowiek… Nie ma nic do stracenia…

M G – prezes firmy, raczej z przypadku. Doskonale wie, że nie ma wiedzy, charyzmy ani naturalnych zdolności przywódczych. Zniszczy każdego, kto może okazać się dla niej zagrożeniem. Przez lata otoczyła się wianuszkiem zaufanych ludzi, których nagradza za lojalność przywilejami, nagrodami. Kradnie pomysły innych. Gdy przejmie całą idę, pozbywa się autora i razem z zaufanymi przedstawia jako swoje innowacje. To jej sposób na przetrwanie i ukrycie własnych kompleksów. Życie w ciągłym strachu…

M K – handlowiec, który marzył o tym, by zostać dyrektorem sieci. Bezwzględny, cyniczny, zdobywał latami zaufanie swojego przełożonego, by w odpowiednim momencie przygotować intrygę. Nigdy nie ufał swoim pracownikom, zawsze traktował ich jak wrogów, jego sposobem na zachowanie władzy i stanowiska było udawanie przyjaciela, a potem wykorzystywanie słabych stron pracownika w celu manipulowania jego zachowaniem. Pozbywa się każdego zagrożenia. Nigdy nie śpi spokojnie…

To kilka przypadków, postacie wymyślone. Zebrałem w tych charakterystykach opisy ludzi, które usłyszałem od znajomych dalszych i bliższych. Czasem są to opowieści, które mimowolnie posłuchałem w tramwaju, autobusie, fragmenty głośnych rozmów przez telefon w środkach komunikacji publicznej – przerażają…

Niestety, często tak jest, że ludzie skromni, mili po osiągnięciu swojego celu – stanowiska: dyrektora, prezesa, radnego, zamieniali się szybko w potwory. Mobbing, nieustanne nękanie psychiczne podwładnych to ich sposób na utrzymanie się na stanowisku. Szefów tyranów, łączy wspólna cecha. Ciągle boją się utraty swojej pozycji. Wynika to z głęboko zakorzenionego przekonania, że ktoś może potraktować ich, tak jak oni wcześniej swoich „przeciwników” w drodze do władzy. Wiedzą, że nie nadają się na stanowiska kierownicze, wszystko co mają zawdzięczają podstępowi, nieczystej grze, niemoralnej intrydze.

Dobry szef powinien być sprawiedliwy i uczciwy. Skłonny do poświeceń, empatyczny, mądry, a jednocześnie surowy, konkretny, przewidujący. Musi wiedzieć jak zachować się w sytuacji kryzysowej. Intuicja, doświadczenie i wiedza pozwalają mu przewidzieć konsekwencje podejmowanych decyzji. Pewnych zachowań można się wyuczyć, innych nie sposób zdobyć w szkole. Ludzie się z tym rodzą. Po postu albo się to ma, albo nie. To jest fakt.

Są jednak ludzie, którzy karierę zawdzięczają pracy swoich kolegów, całego zespołu. Przywłaszczają ją sobie. Gdy awansują, zapominają o tym, że należy szanować podwładnych. To jest najgorsze. Dlatego na wstępie przypomniałem fragment książki Orwella. Tęgo typu przemiany szczególnie wyraźne są w świecie polityki i wielkiego biznesu. Walka o władze może być nacechowana szczególnym okrucieństwem i całkowitym odrzuceniem skrupułów, zasad moralnych.

W czasie kampanii wyborczych kandydaci, politycy mają usta pełne frazesów. Szczytne plany, słowa, slogany, a po wyborach… amnezja. Koryto zmienia ludzi i to bardzo. „Świnki” przyzwyczają się szybciutko do łatwiejszego, luksusowego życia. Zapominają o tym, że polityka to misja, to praca na rzecz dobra wspólnego. Tu ważny jest właśnie umiar, ale oni już tego nie mają. Przynajmniej zapominają o tym do następnych wyborów.

Na koniec najważniejsze, tacy ludzie trafiają do polityki o wielu lat. Dzięki naszym głosom stają się prezydentami, posłami, senatorami, wójtami, radnymi… Przecież mogłoby być inaczej…

UWAGA: WSZELKIE PODOBIEŃSTWO POSTACI OPISANYCH NA MOIM PRYWATNYM BLOGU DO OSÓB Z ŻYCIA PUBLICZNEGO, TO EFEKT PRZYPADKU. JEŚLI SIĘ TAK ZDARZY, ŻE KTOŚ POCZUJE SIĘ URAŻONY… PODOBIEŃSTWO JEST NIEZAMIERZONE. INICJAŁY, STANOWISKA PRZYPISANE POSTACIAMI FIKCYJNYMI, KTÓRE OPISAŁEM W TYM TEKŚCIE I NA POTRZEBY TEGO WPISU SĄ WYMYŚLONE. OBRAZEK/ILUSTRACJA/MEM ZNALEZIONE NA FB 21.03.2021R.

Jeśli jednak, ktoś poczuje się urażony – przeproszę go publicznie na tym blogu.

ZIELONA GÓRA ? Zielony kolor nadziei?

Szpilki z kolekcji taty.

17 marca jest w Irlandii świętem narodowym. Dzień Świętego Patryka jest dniem wolnym od pracy dla Irlandczyków. Kojarzy się z zielenią, świętujący ubierają się na zielono – to najważniejsza tradycja tego święta. Historia patrona Irlandii jest ciekawa, ale o tym kiedyś. Zielony, i nasze „zielone” miasto zainspirowało mnie do napisania tego tekstu, tak naprawdę do wspomnień…

Jeździliśmy do Zielonej Góry w liceum, całą klasą na Winobranie ? to największe święto wina w Polsce. My oczywiście tylko w celach kulturalnych 😉 Oprócz okazji do degustacji win, jest wtedy niepowtarzalna okazja zobaczyć występy znanych komików.

Przecież to tu narodziło się Zielonogórskie Zagłębie Kabaretowa! (nazwę wymyślił Piotr Bałtroczyk). To właśnie stąd pochodzi mój ulubiony Kabaret Hrabi (wcześniej jego aktorzy współtworzyli Kabaret Potem).

Kto nie zna Adama Nowaka z Raz, Dwa, Trzy? Byłem na ich pierwszych koncertach w latach 90-tych. Koncertowali nawet w moich ukochanych Grochowicach (Stachuriada). Ich występom zawsze towarzyszyła niesamowita i niepowtarzalna atmosfera. Zespół ma świetny kontakt z publicznością, a teksty ich piosenek uczą życia. To prawdziwa magia.

Będę wracał do tego miasta. Ze wstydem przyznam, że w ostatnich latach mijałem je tylko w drodze nad morze. Obwodnica Zielonej Góry paradoksalnie spowodowała, że rzadziej znajduję czas, aby podjechać do centrum. Nadrobię to wkrótce. Niech tylko skończy się ta pandemia.

Zielony to kolor nadziei ? tego najbardziej dziś potrzebujemy. Wiosny i optymizmu, tego nam potrzeba oprócz zdrowia i szczepionek?

Dawno, dawno temu w Zielonej Górze.

TORUŃ zaskakujący.

Szpilka z kolekcji taty.

Pierwszy raz trafiłem do Torunia w trakcie moich podróży po Polsce. Na studiach korzystałem z dodatkowego miesiąca wakacji i zwiedzałem kraj. Często zabierałem się okazją. Jadąc stopem poznawałem naprawdę ciekawych ludzi.

Tym razem wracałem z wybrzeża pociągiem i około trzeciej na ranem wysiadłem na stacji PKP TORUŃ. Nigdy wcześniej nie byłem w tym mieście. Strasznie mnie ciekawiło, ale burda pod dworcem zniechęciła mnie do nocnego zwiedzania. Przespałem się na poczekalni i o świcie ruszyłem przez most na Wiśle do centrum. Pomnik Kopernika, muzeum i pierniki, to był cel na ten dzień. Śniadanie zjadłem w znanej sieci „restauracji” z szeroką oferta kanapek i frytek, połączyłem je z poranną toaletą. Nie pierwszy raz zresztą, trzeba było się liczyć z każdym groszem, poza tym nie było sensu wynajmować pokoju. Tym razem nie zamierzałem spędzać więcej niż jednego dnia w Toruniu. Ciekawym eksperymentem był powrót stopem do Wrocławia – pierwszy raz skorzystałem z wiedzy, którą przyswoiłem sobie na kursie psychologii, aby zwiększyć prawdopodobieństwo złapania okazji, ale o tym innym razem.

Podręczniki i szkoła uczyły nas, że Toruń to Kopernik i pierniki. Odkryłem jeszcze jednego słynnego mieszkańca tego miasta. O jego burzliwym życiorysie jak się okazało, też niewiele wiedziałem. Imponowała mi sylwetka tego podróżnika, którym wtedy i ja chciałem zostać. Mało kto zdaje sobie sprawę, że Tony Halik urodził się w Toruniu:

Urodził się w Toruniu przy ul. Prostej 8 na Nowym Mieście, co upamiętnia stosowna tablica pamiątkowa. Od kwietnia 1943 r. służył w 6 Baterii Szkolnej 11. Ciężkiego Zapasowego Dywizjonu Obrony Przeciwlotniczej Luftwaffe, a latem tego samego roku otrzymał przydział do 40. Eskadry Średnich i Ciężkich Bombowców Luftwaffe i został skierowany do Francji. W 1944 zdezerterował z Wehrmachtu i przyłączył się do francuskiego ruchu oporu, a pod koniec tego roku dołączył do 4. dywizji piechoty Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.” (źródło: TorunTour.pl)

Ta ciekawostka mnie zaskoczyła. Moi rodzice i rówieśnicy, wszyscy go znaliśmy, ale o tym, że był w Wehrmachcie nie wiedziałem. Jego podróże i opowieści o Afryce, Ameryce, Indianach to coś niesamowitego, za to cenię go najbardziej.

Toruń zaskoczył mnie jeszcze parę razy. Odkryłem tam kiedyś Karczmę Gęsia Szyja. Pokochałem klimat tego miejsca. Za każdym razem, gdy miałem okazje i przejeżdżałem obok musiałem zajechać tam na obiad lub późną kolację. Mam nadzieję, że przetrwają pandemię. W trakcie jednej z takich wizyt, do służbowego merca włamał się mi nastolatek ( jak się później okazało, dobrze znany toruńskiej policji). Wcześnie rano musiałem być we Wrocławiu. To był jedyny raz, gdy jechałem taki kawał drogi z wybitą szybą i bez radia…, na szczęście stało się to latem i jakoś dałem radę.

Po tym włamaniu nie zraziłem się do tego miasta i odwiedzam je, jak tylko mam okazję. Nie przeszkadza mi to, że stało się siedzibą znanego na cały kraj redemptorysty i zarazem politykiera. To piękne miasto z bogatą historią i bardzo przyjaznymi mieszkańcami. Warto je odwiedzić.