W mediach na przemian informacje o ilości zakażonych, zmarłych, ozdrowiałych i kłótnia o wybory. To ostatnie szczególnie mało istotne stało się w całej tej sytuacji, w której znaleźliśmy się ponad miesiąc temu.
Pracujemy zdalnie, mamy wodę, prąd i co jeść, a na dodatek jesteśmy razem w domu i nie musimy stać w korkach. Wydawałoby się, że czasu jakby więcej, ale to nie prawda. Obowiązki, praca, nauka to wszystko dzieje się cały czas, z tym że bardziej efektywnie, bo faktycznie nie tracimy czasu na dojazdy. Odczuwają to szczególnie mieszkańcy dużych aglomeracji, zwłaszcza we Wrocławiu, gdzie transport publiczny jest bardzo źle zorganizowany, a ważne inwestycje drogowe, budowa obwodnicy stoją w miejscu od lat.
Cieszmy się zatem, że przy odrobinie dyscypliny możemy zrealizować swoje zadania w ciągu ośmiu godzin, a te dodatkowe dwie, które traciliśmy w korkach możemy wykorzystać na spacer. Od wczoraj po parku i lesie – miła odmiana. Tylko należy pamiętać, że trwa susza i zagrożenie wybuchu pożaru jest ogromne. Australia to był dramat, który rozgrywał się całkiem niedawno na oczach całego świata. W Polsce mamy stan suszy, jakiej nie notowano od ponad 150 lat. Rano nawet na łąkach nie ma rosy, wczoraj płonęła część Biebrzańskiego Parku Narodowego, to dramat dla zwierząt, zwłaszcza wiosną, gdy na świat przychodzą bezbronne młode.
Miało być optymistycznie, ale mało tych informacji w mediach i człowiek przesiąka tym defetyzmem. Wydaje się, że nie do końca zwyciężamy w walce z korona-wirusem. Dlatego częściej spoglądam za okno, mniej gapię się w szklany ekran tv i wtedy zaczynam czuć się naprawdę lepiej.
Cieszy fakt, że jest wiosna. Jest dużo słońca, dzień jest dłuższy i jakość tak bardziej energetycznie jest od samego rana. Maseczki stały się modne i nie dziwią już nikogo. W zasadzie głupio jest wyjść z domu bez maseczki. Uwielbiam spacery o świcie. Jest chłodno, ale to orzeźwiający chłód.
Wschód słońca zawsze działa na mnie bardzo pozytywnie. Jak mieszkałem na wsi uwielbiałem wcześnie, często zanim pierwsze promienie słońca pojawiły się na horyzoncie wychodzić zbierać grzyby w lesie. To była też okazja do podglądania zwierząt w naturalnym środowisku. Stada jeleni i saren, dziki z młodymi spacerujące po polach na skraju lasu, albo zające bawiące się w berka na polanach. Natura to coś cudownego.
W mieście trudno o takie przeżycia, choć często spotykam wieczorami jeże, które są atrakcją dla naszej Dafne. Nasza psina ostrożnie obwąchuje jeżyka, oddalamy się trochę i czasem czekamy, aż wystawi swój pyszczek i szybkim tuptusiem ucieknie w krzaki, tak gdzie czuje się bezpiecznie. Muszę być czujny, żeby nie wystraszyła zanadto cichego mieszkańca naszej okolic. Na Ołtaszynie można jeszcze spotkać bażanty, lisy i sarny. Urbanizacja, nowe inwestycje deweloperskie niszczą ten świat bezpowrotnie z przerażającą systematycznością i bezwzględnością. Taka kolej rzeczy, pozostaje mieć nadzieję, że te dzikie zwierzęta zdążą uciec i znaleźć sobie nowe domy. Czy człowiek da im na to szanse? Czy urzędnicy wykonają badania środowiskowe i uwzględnią przed wydaniem pozwoleń na budowę, że wiosną trwa okres lęgowy? Mam nadzieje. Pieniądze to nie wszystko co się powinno liczyć w życiu.
Na razie mój „towarzysz” na biurku wydaje się być przytłoczony faktem, że narodowa kwarantanna będzie trwała jeszcze kilka tygodni, może nawet miesięcy, ale może tylko mi się wydaje, że to jest takie niedobre, może po tym wszystkim będziemy bardziej serdeczni względem drugiego człowieka… Pozdrawiajmy się częściej na spacerach. Nawet, gdy mijamy nieznajomych. Taki zwyczaj przyjął się na szlakach górskich. To daje kopa, nadzieję i wyzwala dodatkową pozytywną energie. Nawet, gdy ma się na twarzy maseczkę, czuć gdy się uśmiechamy. Sprawdź jeśli mi nie wierzysz jeszcze dziś 😉