Skończyła się dobra aura, a w szklanym ekranie nie ma co oglądać. Czy to jeszcze szklany ekran? Diody LED, plastik i płaskie to to… To już nie kineskop, to dynamiczny obrazek na ścianie w srebrnych ramkach. Przy czym nawet kolor ramek może się zmieniać, zależnie od upodobań użytkownika. Kiedyś telewizor był meblem, teraz jest obrazkiem na ścianie z częstotliwością odświeżania, WiFi i USB. Biedne koty, nie mogą już grzać ma ogromnym pudle, nawet one nie są, aż tak fit, żeby się zmieścić na centymetrowej krawędzi.
Technologia daje dużo przyjemności w korzystaniu z urządzeń, ale jednocześnie zabiera im duszę. Coś za coś. Zresztą wydaje mi się, że ludzie co raz częściej rozmawiają z komputerami. Wolimy kontakt z komórkami niż ze sobą? Gadasz z kimś za pomocą szklanej płytki, ba nawet możesz go widzieć. Już samo to, odziera nasze relacje z jakieś aury. Takie kontakty są mniej emocjonalne i nie wymagają tak dużego zaangażowania jak bezpośrednie spotkanie. Za pośrednictwem urządzeń można oszukiwać, nie musisz się tak starać o wygląd itd. Na większości moich szkoleń uczyłem, że telefon służy do umawiania się na spotkanie, z czasem zweryfikowałem tę tezę – telefon, tak, ale smartfon pozwala na więcej niż tylko ustalenie terminu i miejsca spotkania. Smart jest naprawdę smart 😉
Przypomina mi się mem, na którym pracownik w garniturze, siedzi za biurkiem i prowadzi wideokonferencję z prezesem. W kadrze w przeciwieństwie do szefa, my widzimy wszystko. Oficjalny strój pracownika kończy się na poziomie biurka. Szorty, klapki, piasek zamiast wykładziny, za plecami ekran – regał z segregatorami i książkami, a za blendą plaża. Nie ma nawet typowego biurowego fotela, tyko składany taboret. Kończy się meeting, kilka sekund na zwinięcie atrapy biura i można wrócić na leżak. Przy pracy zdalnej, trzeba sobie jakoś radzić w dobie wszechobecnych wideokonferencji. Faktem jest, że to też jakiś rodzaj wchodzenia z butami firmy w prywatne życie pracowników. Oko Wielkiego Brata w moim domu. Taki to czas pandemii, choroba chcesz czy nie, na swój sposób już dotarła do każdego z nas.
No dobra, wyżyłem się na tandecie w tv i na samym urządzeniu. Jeszcze jedno! Mam już dość słuchania o wyborach, których wynik jest przewidywalny. Wiadomo kto wygra, reszta to kwestie techniczne. Prędzej czy później politycy i tak ułożą to po swojemu. Po co te emocje? Po co ten spektakl? Chyba z nudy. Polityk też człowiek, musi sobie znaleźć zajęcie. Za oknem pogoda siadła, na tarasie siedzieć za zimno, więc trzeba zabrać się za lanie wody w sejmie. Co w sumie dla przyrody okazuje się zbawienne, bo przecież susza. Chodzi mi oczywiście tylko o to, że pada deszcz.
Gdy narzekam to wpadam w zły nastrój i to jest dobry moment, aby sięgnąć po antidotum. Ostatnio, przez przypadek, wpadła mi w ręce Katarzyna Grochola. Oczywiście, że nie osobiście! Choć nie miałbym nic przeciwko temu. Moja żona z pewnością to by zrozumiała. Nie chodzi o to, że jest aż tak tolerancyjna, żeby przyglądać się, jak wpadam na inną kobietę i się z tego cieszę, ale jestem przekonany, że sama też chciałaby osobiście poznać panią Katarzynę 😉 Tym razem, wpadła mi w ręce tylko książka, tej znanej i cenionej pisarki.
Lubię czytać panią Grocholę, bo tak niewielu ludzi patrzy pozytywnie na życie i potrafi to opisywać w tak szczególny sposób. Mało jest wokół nas historii z happy endem. Dlatego w taką pogodę jak dziś, gdy leje i wieje, a zamiast wiosny za oknem jesienna aura sięgam po Katarzynę Grocholę. Z daleka omijam Leona Wiśniewskiego – te historie są zakazane w szare dni. Nikt tak jak On, nie potrafi dla odmiany opisywać tej trudniejszej strony życia.
Katarzyna Grochola, to jest to! „Pocieszki” czyta się naprawdę lekko i przyjemnie. Cykl opowiadań, pisanych w ciągu roku kalendarzowego, przynajmniej taką chronologię da się zauważyć. Historie te mają wspólne cechy: przywołują pozytywne myśli i skłaniają czytelnika do refleksji – nie jest w sumie tak źle, jak nam się to może wydawać. To jak odbieramy świat i to jak nas ludzie widzą, zależy w dużej mierze od nas samych.
Pozytywne myślenie można włączyć, taki pstryczek-magiczek jest w każdym z nas. Spacer z psem, tabliczka czekolady, dobra książka, film to sprawdzone pocieszacze. Korzystamy z nich dziś, bez ograniczeń – pogoda to usprawiedliwia.